x

x

piątek, 3 lutego 2017

Choroba refluksowa przełyku

Unknown
 {pexels}

O moim cichym przyjacielu wspominałam już w poście [7]. Dzisiaj jestem z nim już w miarę pogodzona i nauczyłam się żyć z jego obecnością. Chociaż oznacza to ograniczenia i jeszcze więcej ograniczeń.

Jestem trochę anarchistką. Nie lubię trzymać się czyichś zasad, zdecydowanie lepiej wychodzi mi ustalanie swoich własnych, chociaż bardzo dużo czasu zajęło mi nauczenie się stawiania granic innym. Przy tym nie ma właściwie takiej dziedziny życia, w której byłabym systematyczna, dlatego planowanie z wyprzedzeniem tego, co będę jadła w ciągu dnia praktycznie graniczy u mnie z cudem. Nie potrafię się nie denerwować, nie umiem tak po prostu wyluzować i uznać, że co ma być, to będzie. Jednak o tym do czego mnie to wszystko doprowadziło już mówiłam - dzisiaj przejdę do szczegółów.

Symptomy: 
  • codzienne, puste odbijania (co by się nie działo, przy zwiększonym stresie jazda bez trzymanki) 
  • kaszel, chrypka, przewlekłe zapalenia gardła i krtani, świszczący oddech 
  • kiedyś towarzyszyły mi również dość częste zapalenia zatok 
  • cofanie się treści pokarmowej (coraz bardziej sporadyczne) 
  • zgaga (na szczęście obecnie również dość rzadko i zdecydowanie mniej intensywnie) 
  • ból w nadbrzuszu 
  • poranne mdłości i ogólne uczucie osłabienia (szczególnie przy zwiększonym stresie) 
  • sporadyczny niestandardowy posmak w ustach

GERD nie da się całkowicie wyleczyć. Można jedynie łagodzić objawy farmakologicznie, co ostatecznie zdecydowałam się wprowadzić trzy miesiące temu, po dwóch latach wmawiania sobie, że odpowiednia dieta wreszcie zdziała cuda. Po wyeliminowaniu z życia praktycznie wszystkiego, co mogłoby zaszkodzić i zaobserwowaniu u siebie niekorzystnych reakcji na niektóre produkty, które teoretycznie nie powinny powodować negatywnej reakcji mojego organizmu, poczułam, że przegrywam. Próbowałam już dodatkowo ekologicznego lnu, aloesu, rumianku, lipy, melisy, ale nie byłam zadowolona z efektów. Raz spróbowałam ekologicznego jęczmienia i to zdecydowanie nie jest na mój żołądek.

Starałam się być w tym wszystkim systematyczna, ale nawet kiedy mi się udawało, to wciąż daleko było do normalności. Chociaż wiem, że moja normalność już zawsze będzie się różnić od standardowej.

Właściwie nie ma takiej rzeczy, którą mój żołądek przyjąłby bez żadnego ale, aczkolwiek (oczywiście zaraz po słodyczach) najgorzej przychodzi mu trawienie bananów, które nawet przy tabletkach potrafią powodować zgagę, dlatego paradoksalnie są znacznie gorsze od cytrusów w moim przypadku. Również jabłka nie są przyjmowane u mnie zbyt entuzjastycznie. No dobra w „lepsze dni” pozwalam sobie nawet na czekoladę i różne rzeczy powiązane z kakao, ale na co dzień zdecydowanie ich nie polecam. Bo to wywoływać będzie zawsze ten sam efekt.


Jako entuzjastka muffinów, bardzo często ubolewam nad swoimi naturalnymi ograniczeniami, chociaż kiedyś, przy okazji zwiedzania Gdyni, wypróbowałam te bezglutenowe i w sumie pewnie znalazłby się smak „do przetrawienia”. Jednak co jeszcze proponuję unikać przy GERD? Mleka. Chociaż osobiście nie wyobrażam sobie całego życia bez kawy z mlekiem, to oprócz tego rzadko kiedy spożywałam je w innej formie. Dość szybko jednak zauważyłam, że już samo mleko nie działa na mnie najlepiej. Owszem, standardowo może i jest w stanie łagodzić objawy zgagi, ale nie przy refluksie, trzeba być tego świadomym!

Apropos kawy, jeśli się wie, chociaż w niewielkim stopniu, czym właściwie jest refluks, to doskonale zdaje się sprawę z tego, że kawa i kakao są w grupie największego ryzyka i przy tym pierwszymi produktami do całkowitej eliminacji. O ile jednak życie bez kakao nie wydaje się takie złe, to życie bez kawy byłoby już nie do przejścia, tym bardziej w zimie i w intensywniejszych okresach – np. sesja na studiach albo nadgodziny w pracy. Dlatego łamię tę zasadę systematycznie, chociaż staram się nie robić tego codziennie.

Następna rzecz, nie wiem w jakim stopniu, to kwestia tolerancji czy nietolerancji, ale z nabiałem, to już bywa różnie. O ile nie zauważyłam u siebie natężonej reakcji na mozzarellę chociażby, o mleku już wspomniałam, jajka (szczególnie ugotowane) bywają nawet pomocne, o tyle kefir totalnie odpada, śmietana, to już ewentualnie od święta, a przy wyborze – jogurtu, czy też maślanki najlepiej kierować się smakiem oraz datą przydatności do spożycia (unikamy produktów, których data się zbliża, ponieważ im mniej bakterii zdąży się wyhodować w jogurcie zanim się za niego zabierzemy, tym lepiej). Od zawsze kochałam ser żółty, ale niestety tutaj mam 100% pewność, że skończy się kaszlem. Na szczęście entuzjastką fety, czy serów pleśniowych nie jestem, nie muszę tutaj chyba tłumaczyć, że totalnie odpadają.

Jeśli chodzi o pieczywo przy refluksie jest bardzo wiele teorii, których czynnik wspólny jest taki, żeby nie było świeże. Tak, za każdym razem zachodzę w głowę o co kaman. W każdym razie ja na początku w ogóle zrezygnowałam z jakiegokolwiek pieczywa, długo miałam fazę na owsiankę (dopóki nie zauważyłam, że mi średnio wchodzi, bo drażni przełyk równie perfidnie, co tarta marchewka, postrach mojego dzieciństwa). W każdym razie o pieczywie, z własnego doświadczenia, mogę powiedzieć tyle, że zwykłe w ogóle nie szkodzi, ale nie polecam ze względu na to, że zbyt zdrowe to ono nie jest, żytnie rzeczywiście może okazać się za ciężkie, ale wcale nie musi, grahamki naprawdę mogą okazać się najmniej inwazyjne, aczkolwiek moim numerem jeden jest pieczywo orkiszowe z żurawiną. Co do poszczególnych odmian ciemnego, to już radzę indywidualnie do tego podejść, mi nie szkodzi, ale co ciekawe pieczywo bezglutenowe jest dla mnie „za ciężkie”.

Co do ryb, to ogólnie jestem entuzjastką łososi i pstrągów, dlatego dopiero po przeczytaniu pewnego artykułu musiałam przyznać rację autorowi, że rzeczywiście mogą okazać się one zbyt tłuste dla refluksowców. Ale wszystkie „białe” jak najbardziej zalecane.

Ostatnio już wspominałam, że jak już gotuję, to w zdecydowanej większości na parze. Chociaż gdybym miała coś smażyć, to użyłabym oleju kokosowego albo ewentualnie z pestek winogron. Od czasu do czasu, to jest nawet wskazane coś usmażyć moim zdaniem, chociaż oczywiście wszystko z umiarem.

Kiedyś mój obiad zdominowany był przez ziemniaki i chyba właśnie dlatego obecnie rzadko kiedy trafiają one na mój talerz. Jestem miłośniczką ryżu i kasz, z których najbardziej kocham kaszę gryczaną. Jest ona na czarnej liście specjalistów, wypowiadających się na temat GERD, aczkolwiek ja nie zauważyłam, żeby mój żołądek źle na nią reagował.

Wbrew pozorom sałata może wywoływać naprawdę niepożądane reakcje organizmu, dlatego radziłabym się trzymać od niej z dala. Ogólnie surowe warzywa mogą nie do końca przypasować wrażliwym żołądkom, aczkolwiek ja osobiście np. marchewkę, to tylko ewentualnie w takiej formie, jak ją natura stworzyła (chyba, że zupa krem).

Zauważyłam jednak, że czegokolwiek bym nie jadła ani cokolwiek bym nie robiła, to i tak towarzyszy mi na końcu przełyku uczucie „jakbym połknęła gumę do żucia” czy coś takiego, co jest bardzo zniechęcające do próbowania kolejnych rozwiązań. Staram się jednak o tym nie myśleć, bo przecież zawsze mogło być gorzej, prawda?

Unknown / Author & Editor

Niespokojna dusza. Artystka. Pisarka. Poetka. Felietonistka. Siostra. Córka. Niepoprawna marzycielka. Follow my blog with Bloglovin

1 komentarzy:

  1. Owszem zawsze mogłoby być gorzej jednak każde schorzenie jest w jakimś stopniu niebezpieczne dla nas. Życzę Ci wielkiej pogody ducha :* Obserwuję i mam nadzieję ,że również zaobserwujesz mojego: iobiektywwsercu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Cały świat wypełniony jest przez różne rodzaje energii. Dlatego uważam, że jednym z najważniejszych elementów życia jest przekazywanie innym pozytywnych wibracji, a także czerpanie odpowiedniej energii z zewnątrz. Traktuję bardzo poważnie swój rozwój osobisty, dlatego konsekwentnie podążam do celu wyznaczoną przez siebie ścieżką. Nie ma rzeczy niemożliwych - trzeba tylko chcieć.

Copyrights @ 2017 pannaWsieci | Credits Blogger Templates and Gooyaabi Templates | Customized C.